Paweł Tokarz: praca w polu to jasne zasady. Nie wstaniesz, nie zjesz!

Maciej Ciemny
Do technikum rolniczego poszedł, bo mieli być tam dobrzy wuefiści, a on chciał biegać. Po szkole zaczął jednak gospodarzyć na całego. Nie mógł inaczej

 

- Przez Głogówko jak przejeżdżasz, gdzie papierosem nie rzucisz, to w pole Tokarza. W kogo kamieniem nie rzucisz, ten Tokarz - mówi o Głogówku Królewskim w gminie Świecie Paweł Tokarz, jeden z młodszych gospodarzy w tej miejscowości.

 

Dla niego uprawa roli to już nierozłącznie laptop z internetem. - Tam znajduję informacje o szkoleniach organizowanych przez różne gremia - mówi. - Bez tego nie można się dziś obejść. Co roku się coś zmienia, np. jeśli chodzi o zasady oprysków. Kto nie jest na bieżąco, ten się cofa.

 

Gospodarz z internetem

W sieci szuka także najnowszych sprzętów, które mogłyby się przydać w jego gospodarce. - Dzięki temu mogłem sobie odpuścić ostatnie Dni Pola w Grubnie - mówi. Był wtedy na zawodach myśliwskich. Uważa, że oprócz pracy potrzebna jest także pasja. Do polowań dochodzą zabawy ze snowboardem.

 

Park maszynowy unowocześnia regularnie. Jednym z największych nabytków jest ogromny ciągnik. - Gospodarzę wspólnie z ojcem. W trakcie zbiorów wypożyczamy tylko kombajn do zbioru kukurydzy. Resztą mamy swoją. W dłuższej perspektywie to jest zawsze najbardziej opłacalne.

 

Rolnikiem w zasadzie musiał zostać, bo cała rodzina żyje z ziemi od lat. - Mam teraz nieco ponad dwadzieścia własnych hektarów i kilka dzierżawię. Ojciec ma trochę więcej.

 

Skończył gimnazjum w Świeciu, ale potem ruszył do Grubna. Tam było najbliższe technikum rolnicze. - Nie to było dla mnie wtedy najważniejsze. W szkole biegałem i wuefistka powiedziała, że w Grubnie będę mógł się pod tym względem rozwijać. A to już pozwoliło połączyć przyjemne z pożytecznym.

Kujawsko-Pomorską Strefę AGRO znajdziesz na Facebooku - dołącz do nas!

 

Szkołę średnią zaczynało ich w klasie blisko trzydziestu. Skończyło nieco ponad dwudziestu. - Ale wszyscy podchodziliśmy do egzaminu zawodowego. Wszyscy zdali. To było dobre technikum - wspomina. Teraz już nie biega, ale gospodarzy na całego. - Mamy z ojcem głównie zboża, ale stawiamy też na warzywa. W tym roku cebulę i kapustę. Także kukurydzę na ziarno - wylicza. Te pierwsze sprzedają na giełdzie w Grudziądzu. - Cebulę wykopuje maszyna, zbiera maszyna. My ją tylko paczkujemy. Gorzej jest z kapustą, bo tu wszystko trzeba zrobić ręcznie.

 

Ratunek w warzywach

Ojciec Pawła co roku sadzi kapustę w trzech partiach. - Właśnie kończymy sprzedaż pierwszej. Za dwa, trzy tygodnie rozpoczniemy zbiory drugiej. A z trzecią skończymy pod koniec października. Główka do główki, worek do worka i  wcześnie rano towar musi być w Grudziądzu. Jest przy tym sporo roboty. Przy zbożach wystarczy zasiać, a potem tylko kilka razy opryskać. Robota jest dopiero przy żniwach.

 

Przy warzywach pracy jest więcej. Zwłaszcza, że Tokarz z ojcem nawadniają blisko wszystkie pola, na których zasiane są warzywa. - To dodatkowa robota, ale sprawia, że można liczyć na zysk. Ze zbożami tej pewności nie ma. Ten deszcz, który teraz pada powinien spaść miesiąc wcześniej - mówił w zeszłym tygodniu Paweł Tokarz. - Coś zbierzemy, ale ile trudno oszacować. Na wszystkie zbiory zawsze ogromny wpływ ma pogoda, a już na zboża najbardziej. Te warzywa nas ratują.

 

Kilka lat temu zrezygnowali z hodowli trzody chlewnej. - Ceny skupu spadają na łeb, na szyję. Jej hodowla jest na granicy opłacalności. Jeden kolega ze szkoły ma krowy. Jest jednym z większych dostawców mleka w okolicy, ale to trzeba iść wtedy w tym kierunku na całość. 

 

Po podwórku Tokarzów biega jedynie kilka kur, na własny użytek. - Przecież jajecznicę z czegoś trzeba zrobić - śmieje się.

 

Rolnicy prezentują różne podejście do Unii Europejskiej i płynących z niej dopłat. Jedni cieszą się z pieniędzy, inni nie mogą pogodzić się z faktem, że np. rolnicy niemieccy mają je wypłacane w większej kwocie. - Czego by nie mówić, zawsze jest to zastrzyk gotówki. To też sporo papierkowej roboty, ale warto. Zaraz po szkole dostałem 50 tys. zł w ramach programu „Młody rolnik”. Kupiłem za to pierwsze hektary. Wiem, że młodsi ode mnie dostawali jeszcze więcej.

 

Przy bardziej skomplikowanych wnioskach korzysta z pomocy specjalistów. - Wtedy wiem, że nie zostaną odrzucone. Jeśli ktoś chciałby je wypełniać samemu, być na bieżąco ze zmieniającymi się przepisami, to nie miałby praktycznie czasu na nic innego - dodaje.

Paweł Tokarz: praca w polu to jasne zasady. Nie wstaniesz, nie zjesz!

Plany na przyszłość są związane z kupnem kolejnych hektarów, jeśli zbiory okażą się na tyle owocne. - Na pewno zostaję przy warzywach. Nie będę tego zmieniał. 

 

Myślistwo jest jego pasją, bo związane jest z rodziną i także z rolnictwem. - Wujek mnie wciągnął do koła. To nie tylko strzelanie, to w sumie mały fragment naszych zadań. Dokarmiamy zwierzynę, ale także pilnujemy, żeby nie wchodziła w szkodę. Nie niszczyła upraw. Pod Głogówkiem nie ma co prawda lasów, ale pomaga się innym. Tokarz nie wyobraża sobie, że mógłby dziś robić, co innego. - Nigdy nie miałem takiego załamania, że rzucam ziemię i jadę za granicę. To dobra praca. Ma jasne zasady. Nie wstaniesz rano, nie zarobisz, nie zjesz. 

 

Deklaruje jednak, że własnych dzieci, gdy się ich doczeka, nie będzie zmuszał do przejęcia gospodarki. - To musi być własna decyzja. Ale mnie np. ojciec straszy, że jak nie będzie miał wnuków, to ziemi mi nie zostawi - śmieje się. 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Paweł Tokarz: praca w polu to jasne zasady. Nie wstaniesz, nie zjesz! - Gazeta Pomorska